Uczestnicy: Tajemnik, Misiu, Rudy
Trasa: Korytnia - Hiadelski sedlo - Prasziwa (nocleg)- Chochula- Latiborska Hola - Dziurkowa (nocleg) - Magurka.

Z taksówki wysiadamy kilometr za Korytnicą i ruszamy w boczną dolinę Barboriny. Po trzech km marszu i 300m podejścia obok wielkich słupów linii elektrycznej wychodzimy na przełęcz Hiadelską 1100m npm (Hiadel to miejscowość po drugiej stronie grzbietu). Tam długo odpoczywamy gotując herbatę. Na Prasziwą mamy ze trzy kilometry, ale za to 550m w pionie, w terenie silnie lawiniastym, jak napisano w słowackim przewodniku. Przez las idzie się dobrze, lecz od 1400m npm zaczyna się hala i słońce wysysa z nas(tj. Rudego i Tajemnika, bo Misiu zasuwa daleko z przodu) ostatnie siły. Na szczyt wchodzimy już o zmierzchu. Z drugiej strony wchodzi patrol NAPANT-u (Narodny Park Nizke Tatry). Słowacy mówią nam, że biwakować nie można, a najbliższa utulnia jest pod Chabencem. Nie wierzą, że jeszcze dziś tam dojdziemy (13km i 500 m podejść) i każą nam zjeżdżać z powrotem. Twardo protestujemy. Kierownik patrolu telefonuje gdzieś, po czym pyta, czy zapłacimy pokutę. Po skasowaniu 2000 koron ostrzegają nas przed spaniem na grani (wicher), pokazując nam dobre miejsce poniżej. miejsce na rozbicie namiotów. Tajemnik i Rudy nocują w zimowej dwójce, trochę za krótkiej dla Rudego, Misiu w jedynce.
Rankiem odrąbujemy namiot od podłoża i ruszamy na Chochulę 1753m. Potem 200-metrowy zjazd na przełęcz pod Skałką (5km od Prasziwej) i przerwa na herbatę. Na podejściu na Dziurkową śniegu brak. Idziemy po trawie, a Rudy ciągnie za sobą narty. Pod samym szczytem Misiu trawersującemu zlodzone zbocze odpina się narta i błyskawicznie znika w żlebie. Do chaty pod Chabencem (utulni pod Dziurkową) zjeżdżamy na pięciu nartach. Chata to wielki szałas z kuchnią i jadalnią na parterze i noclegownią na strychu. Wypijamy kilkanaście herbat z mięty, jemy zupę z soczewicy. Tajemnik powoli wraca do życia. Śpimy pokotem na materacach rozłożonych na podłodze strychu. Sufit i ściany wyłożone są jakimś sreberkiem. Gorąco jak cholera. Na drugi dzień zjeżdżamy do Magurki, byłej wioseczki (byłej - bo stałych mieszkańców brak) najpierw grzbietem, potem 500m w dół zboczem przez las z dwumetrową warstwę śniegu. Na dole dzwonimy do znajomego taksówkarza. Zjawia się błyskawicznie i odwozi nas do Rużomberka.
Pokonaliśmy 24km i 1400m podejść.
I: 7km, 1000m II: 15,2km 250m III: 4,2km, 100m


POWRóT